Ministerstwo Zdrowia wpadło na genialny pomysł jak obejść płacenie szpitalom za procedury!
Prawdopodobnie do niejednego z Was trafiły wiadomości o wstrzymaniu przyjęć na oddziały, przesuwaniu zabiegów czy diagnostyki ze względu na brak płatności dla szpitali ze strony NFZ. Być może część z Was usłyszała nawet, że w niektórych rejonach dotyczy to chorób podlegających bezwzględnemu obowiązkowi leczenia (m. in. placówki jednoimiennie zajmujące się gruźlicą). Ale niewątpliwie wszyscy usłyszeliście, jak Resort z ręką bez żadnych kart krzyknął do całego systemu “Sprawdzam!”.
Narasta problem ciągłości finansowej szpitali ze względu na niewypłacanie im należności za wykonane procedury, a idzie samo gęste, aż się paski w pompie grzeją. Jak wiadomo, NFZ umożliwia wykonać placówkom ściśle określoną liczbę wizyt, zabiegów czy badań. Wiadomo też, że niektóre z procedur tym limitom nie podlegają, co niewątpliwie skróciło kolejki w ostatnich latach. Ministerstwo Zdrowia odkryło jednak sposób jak zjeść ciastko i mieć ciastko – wystarczy nie płacić za już wykonane procedury.
Ale hola, hola! Nie boicie się, że ktoś się dowie? – zapyta właściwie ktokolwiek.
No wszyscy się dowiedzieli – i co? – jak wydaje się odpowiadać dziś rząd.
Ale nie godzi się, aby winnym był ktokolwiek, kogo nazwisko może pojawić się przy urnach wyborczych, dlatego znaleziono kozła ofiarnego – personel medyczny. Ministerstwo Zdrowia wpadło na pomysł, aby zamiast ograniczyć liczbę procedur wykonywaną przez szpital, ograniczy możliwą do wykonania liczbę procedur przez danego lekarza – a wszystko przypisane do jego PWZ lub PESELu! No czy nie jest to piękne rozwiązanie w dobie narastającej agresji w stronę medyków?
Dzięki temu, za nadwykonania nie trzeba będzie płacić – bo ich nie będzie.
Na radiologię mniejsze wydatki, bo tomografie nie będą się już odbywać po południu.